Heniek, syn sołtysa, bogaty w trzy dupy, za granicę się wybierał. Kupił sobie najlepszy, najdroższy, najbardziej wypasiony telefon jaki dało się dostać w pobliskim mieście. Zaszpanuję – myślał – niech widzą zagraniczniaki, a co.
Pojechał. Za tydzień wraca, telefon pod but i do pieca.
– Co robisz? – pytają bliscy – dlaczego tak świetną komórę wyrzucasz?
– Brzydki, pokraczny, ogólnie koślawy – odpowiada Heniek. – Tak za granicą mówili jak go z kabzy wyciągałem.
– A co konkretnie mówili?
– Kulfon, kulfon…