Do księdza na plebanię miał przyjechać biskup na kolację. Poszedł ksiądz na targ kupić rybkę.
Pyta sprzedawcy:
– Po ile ta rybka?
– Ksiądz pyta o tego s***wiela? 2,75.
– JAK SIĘ PAN WYRAŻA?!
– A nie, nie to tylko nazwa takiej ryby.
– Acha, no to poproszę tego s***wiela.
Wraca ksiądz i mówi do siostry zakonnej:
– Siostro proszę tego s***wiela oskrobać i kazać ugotować.
– Ależ proszę księdza! Jak ksiądz mówi?!
– A nie, nie to nazwa tej ryby.
– Acha, no dobrze.
Wieczorem na kolacji, ksiądz z dumą pyta biskupa:
– I jak smakuje kolacja?
– Wyśmienita ryba. Skąd ją macie?
Ksiądz zaczyna się chwalić:
– Ja tego s***wiela kupiłem!
Siostra na to:
– Ja tego s***wiela oskrobałam!
A kucharka na to:
– A ja tego s***wiela ugotowałam!
Na to biskup wyciąga flaszkę i mówi z zadowoleniem:
– No, to k***a widzę sami swoi!