Benedykt XVI zmarł i poszedł do nieba. Mówi do świętego Piotra:
– Zaprowadź mnie, proszę do Pana.
Piotr popatrzył na niego, wzruszył lekko ramionami i zaprowadził.
– Panie! – rzekł Benedykt – Jakże się cieszę, iż mogę oglądać Twoją chwałę…
– Zaraz, zaraz – przerwał Bóg, – kim ty jesteś? Ja cię nie bardzo poznaję…
– Panie! To ja, Benedykt XVI, na ziemi byłem głową Twego Kościoła, papieżem.
– Hmm… kościół powiadasz – zadumał się Pan. – A co to jest kościół?
– Panie – zająknął się Benedykt, – przecież, gdy na ziemi był Jezus…
Bóg mu przerwał:
– Jezus, aha… może on coś będzie wiedział… Jezus, pozwól na chwilę!
Jezus podszedł do Ojca.
– Słuchaj Jezusie, ty wiesz, co to jest kościół? – spytał Bóg.
– Nie mam pojęcia, tato.
– Wiesz co? Może pogadaj ty z tym gościem, mówi jakieś takie dziwne rzeczy…
Jezus wziął na bok Benedykta, porozmawiał z nim chwilę i wraca. Śmieje się, aż zatacza się ze śmiechu.
– Pamiętasz tato, jak byłem na ziemi? Kręciłem się wtedy wśród rybaków i z nudów założyłem kółko wędkarskie. I wyobraź sobie, oni do dzisiaj działają!