Rżewski umówił się na nocną schadzkę w hotelu. Dama, przez baczenie na swą reputację rzecze:
– Poruczniku, widzę was o północy. Tylko na Boga, zdejmijcie buty…
Noc. Ba, północ. Hotel śpi. Nagle stukot jak cholera. Z pokoju, w peniuarze tylko odziana wybiega dama:
– Rżewski, co to znaczy?! Miał pan iść boso…
– Buty mam w rękach – odpowiada porucznik.
– O co to tak stuka?!!
– Ostrogi.