Wielka sobota. Wychodzi facet z domu, siada na ławce obok kumpli z wściekłą miną i się nie odzywa. Kumple na to:
– Co ci jest ?
– A dajcie spokój, szlak mnie zaraz trafi.
– No to nie duś w sobie, tylko powiedz.
– Byłem u spowiedzi. Do rezurekcji nie mogę zgrzeszyć. Ale przy mojej babie się nie da. Chodzę po gazetach, żeby nie pyskowała że wlazłem na umyta podłogę. Jajka mi kazała obrać – wytrzymałem, nie przypieprzyłem jej. A ta ciągle – weź to, weź tamto. Zęby zaciskam, ale nic nie mówię. A tej się jaźwa nie zamyka tylko – wynieś choinkę i wynieś choinkę.